– To był dopiero trzeci koncert z nami, naszej obecnej wokalistki, Marty Listwoń – zdradza gitarzysta i lider Tortilli, Maurycy Męczekalski. – Nasza dotychczasowa wokalistka – Asia Fostiak – ma poważne problemy z krtanią, ze strunami głosowymi i lekarze kategorycznie zabronili jej śpiewać. Musieliśmy odwołać jeden koncert w Poznaniu, a na tę trasę trzeba było szybko znaleźć zastępstwo. Nie wiem jeszcze, jak się to skończy, bo Asia przechodzi różne zabiegi. Przez pół roku na pewno nie będzie śpiewać, i nie wiadomo, co dalej – być może nigdy nie będzie mogła już śpiewać…
Marta Listwoń zadebiutowała z Tortillą w minioną środę w Nidzicy. Następnego dnia zagrali w Olsztynie, po czym przyjechali do Łomży. Młoda wokalistka poradziła sobie jednak wybornie z tak dużym wyzwaniem, jakim był koncert z cenionym i popularnym zespołem przed sporą publicznością. Śpiewała pewnie, bez cienia tremy czy zdenerwowania. Tylko nieliczne momenty zawahania przed jej poszczególnymi wejściami świadczyły o tym, że nie jest jeszcze dobrze zgrana z pozostałymi muzykami.
– Marta dopiero się uczy, ale ją podziwiam – nauczyła się 30 tekstów w dwa tygodnie i śpiewa znakomicie – ocenia Męczekalski. – Ma taki fajny, bluesowy głos i daje radę. Ona – podobnie jak Asia Fostiak – słuchała dużo czarnej muzyki – soulu, funky. Jest to bardzo bliskie bluesa i może się łatwo odnaleźć w estetyce bluesowej.
– Bardzo mi się tutaj przyjemnie grało – dodaje Marta Listwoń. – Publiczność była świetna, czułam jej energię. Przyznam, że te koncerty to dla mnie duże wyzwanie, bo musiałam się nauczyć 30 piosenek. Przygotowywałam się, bo trzeba było poczuć ten bluesowy flow. Ale z koncertu na koncert jest coraz lepiej i przyjemniej.
– Poprzedni koncert w Łomży graliśmy w Tcheslav Pubie, gdzieś u góry i tam było mało ludzi - uzupełnia gitarzysta. – A tutaj było bardzo sympatycznie i przyjemnie.
Koncerty to żywioł Tortilli od ponad ćwierć wieku. Zespół czuje się na scenie niczym przysłowiowa ryba w wodzie i podobnie było w piątkowy wieczór. Koncert trwał niemal dwie godziny, w czasie których muzycy zagrali aż 22 utwory.
– Czasami gramy jeszcze dłużej – mówi Męczekalski. – Jutro gramy w Łodzi i tam będzie około 30 utworów w trzech setach. Ale wolimy grać długie koncerty w jednej części.
Koncert rozpoczęły bluesowe standardy: „Walking By Myself”, „One Way Out”, „Rock My Baby”, “Shake Your Money Maker”, a także “Black Magic Woman” – utwór Fleetwood Mac, spopularyzowany przez Carlosa Santanę.
– Chodzi o to, by najpierw ludzi zachęcić do słuchania – wyjaśnia Męczekalski. – Dlatego najpierw gramy to, co przynajmniej niektórzy grają, a później nasze utwory. Kończymy koncert też hitami bluesowymi – większość osób, nawet nie interesujących się bluesem zna „Sweet Home Chicago” czy „Crossroads”.
„Płonąca stodoła” z repertuaru Czesława Niemena zasygnalizowała przejście do polskiego repertuaru, w którym przeważały autorskie utwory Tortilli, z żywiołowo przyjętym „Help Me People nie nam NIPu” na czele. Poza licznymi solówkami gitarzysty Maurycego Męczekalskiego i harmonijkarza Jarosława Kędzierskiego pole do popisu mieli też pozostali muzycy: basista Tomasz Imienowski i perkusista Bartosz Norkowski.
Chcemy, żeby każdy się wypowiedział – podkreśla Męczekalski. – Zadaniem sekcji w bluesie jest grać równo i nie za dużo. Nie ma za bardzo miejsca, żeby się popisywać, więc są momenty, że basista ma solo. Gra wtedy, co chce, jak się chce pokazać. Tak samo jest z perkusistą. Pod tym względem w zespole jest pełna demokracja – każdy może zademonstrować swoje umiejętności.
Wojciech Chamryk