Piątek był dla Marka Piekarczyka dniem wyjątkowo pracowitym. Rano był jeszcze w Poznaniu, gdzie trwają próby przed wystawieniem musicalu Jesus Christ Superstar z okazji 1050 rocznicy chrztu Polski, a już o 16.30 spotkał się z czytelnikami w łomżyńskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej. Opowiadał tam nie tylko o swej książce Zwierzenia kontestatora, zapisie dwóch lat rozmów z Leszkiem Gnoińskim, ale też o kulisach kariery solowej i z TSA, zamiłowaniu do gotowania oraz o swych związkach z Łomżą.
– Łomża wcale nie jest dla mnie jakaś odległa – mówił Marek Piekarczyk. – Chodziłem jadać do łomżynianki na Manhatttan, miałem tam mnóstwo przyjaciół i kumpli z Łomży, którzy do dziś tam żyją. Z Łomży był też człowiek, który stał przede mną w kolejce po kupony i wygrał w totolotka.
Ja miałem czwórkę, on miał szóstkę i wygrał 2.700 000 dolarów, ale już nie żyje, bo wrócił do Łomży i zwariował – podobno go zabili, bo za bardzo szpanował.
Po bardziej osobistych rozmowach, zdjęciach i autografach wokalista szybko udał się do Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich, gdzie już zaczynali gromadzić się fani. Podobnie jak w bibliotece były to aż cztery pokolenia zwolenników rocka w najrozmaitszym wieku, od kilkuletnich dzieci do osób po 70., z których część była też na łomżyńskich koncertach TSA w 1985 roku i solowym wokalisty na III Łomżyńskim Forum Abstynenckim w roku 2000, gdy towarzyszyła mu lokalna grupa Snaczała. Marek Piekarczyk udowodnił tym ponad 300 słuchaczom, że pomimo tego, iż już niebawem będzie świętować 65 urodziny, to głos ma wciąż jak dzwon i nawet śpiewając bez mikrofonu, tak jak w Na przekór Klanu, jest doskonale słyszalny nawet na końcu sali.
Zabrzmiały też inne, ponadczasowe i często buntownicze utwory z płyty Źródło: Nie przejdziemy do historii Krzysztofa Klenczona i Trzech Koron, Epidemia euforii Klanu, miłosne Całe niebo w ogniu Michaja Burano, Nie widzę ciebie w swych marzeniach Skaldów, jeden z ukochanych utworów wokalisty, tj. ballada Testament Testu oraz przewrotny twist Hej, wracajcie chłopcy na wieś Niebiesko-Czarnych.
– Takie akustyczne granie w skromnym składzie jest to trudność, ale też i w pewnym sensie łatwość, bo wszystko jest czytelne – mówi perkusista Jacek Borowiecki. – Trzeba zagrać prosto, ale konkretnie, to jest taki nasz powrót do korzeni muzyki!
Takim powrotem było też wykonanie Na wysoką wchodzę górę ojca polskiego bluesa Tadeusza Nalepy, żywiołowo reagujący słuchacze entuzjastycznie przyjęli też przeboje projektu Yugopolis, Czy pamiętasz i zagrany na bis Gdzie jest nasza miłość oraz Wielki cud TSA w góralskiej wersji i tanecznymi popisami wokalisty. Nie zabrakło też utworów z jedynej płyty Xes zespołu Marka Balls Power: Smutniejszy odcień szarości, Rady podrywacza i żywiołowego rock n rolla Przeszłości blask.
– Koncert był świetny! – ocenia gitarzysta Tadeusz Apryjas. – Publiczność genialna, kumata i świetnie reagująca, mam nadzieję, że graliśmy tu nie po raz ostatni!
Szczególnie wzruszający moment nastąpił pod koniec koncertu, kiedy Marek Piekarczyk poprosił by kwiaty, które artyści otrzymali od organizatora imprezy, Regionalnego Ośrodka Kultury, złożono na grobach jego kolegów i przyjaciół z Łomży.
– Przypomniałem sobie chłopaków z Łomży, którzy tyrali w Nowym Jorku i poumierali, bo mieli azbestozę – mówi Marek Piekarczyk. – Też pracowałem z nimi na azbestach jak nie miałem roboty, dlatego wiem jak harowali, nie dojadali, żeby wysyłać kasę i paczki do Łomży. To taki symbol, bo trzeba ich docenić – kładzie się kwiaty na pomniki poległych żołnierzy, ale nikt nie robi tego dla tych, którzy całe swoje życie bardzo ciężko pracowali...
Wojciech Chamryk z www.4lomza.pl
Zdjęcia: ROK Łomża
Materiał filmowy: www.naszalomza.pl