- Te harmonijki nie grają każda osobno – jest to aranżowane bardziej na zasadzie sekcji dętej – wyjaśnia Michał Kielak. Myślę, że jest to coś niespotykanego. Dochodzi jeszcze do tego potęga brzmienia, wsparta porządną sekcją, dwiema gitarami – jest kopyto!
Sala Regionalnego Ośrodka Kultury wypełniła się w piątkowy wieczór niemal po brzegi miłośnikami bluesa. Bluesa w formie najbardziej klasycznej z możliwych, odwołującego się do tradycji Delty Missisipi i czarnoskórych prekursorów gatunku, czerpiącego też jednocześnie z białego bluesa, blues rocka czy innych gatunków muzycznych jak soul, funk oraz gospel. Podkreślał to dobór repertuaru wykonanego przez zespół. Pomimo tego, że oktet pracuje obecnie nad drugą płytą zabrakło kompozycji autorskich. Muzycy skoncentrowali się na utworach znanych: niektóre z nich, jak „Hard Times” Raya Charlesa czy „What A Woman” liczyły kilkadziesiąt lat. Były też nowsze przeboje, jak „Bad Girls”, „Steamy Windows”, „Superstition” Steviego Wondera czy na bis nieśmiertelny temat z filmu „Blues Brothers”, „Everybody Needs Somebody to Love”. Rozpisane najczęściej na cztery harmonijki robiły niesamowite wrażenie. Skrzyły się od pojedynków poszczególnych solistów, efektownych, improwizowanych wejść czy partii granych unisono przez wszystkich harmonijkarzy. Nie brakowało wplatanych w poszczególne solówki fragmentów innych, znanych kompozycji, jak zagrane przez Bartosza Łęczyckiego „Summertime” w numerze Stevie’go Raya Vaughana czy gitarowy fragment „Smoke On The Water” w „Take Me To The River”. Były też momenty, że na scenie pozostawał tylko jeden solista, wspierany przez sekcję i gitarzystów. Obaj gitarzyści koncentrowali się na akompaniamencie, ale mieli też swoje pięć minut: także śpiewający Jacek Jaguś w „Bad Girls”, a Piotr Grząślewicz w „Higher And Higher”. Puls wszystkim kompozycjom nadawała zaś sekcja rytmiczna w składzie: Adam Partyka - perkusja i Aleksander Sroka – gitara basowa.
- Mamy to szczęście, ze pracujemy z bardzo dobrymi muzykami: z Blue Machine z Krakowa i J.J. Band z Jeleniej Góry – ocenia Tomasz Kamiński. Tak więc – pierwsza liga. – Pracuje mi się doskonale z chłopakami – dodaje Łukasz Wiśniewski. Tworzymy bardzo mocny skład. Można było momentami odnieść wrażenie, że koncert Harmonijkowego Ataku to właściwie klubowe jam session – z powodu niczym nieskrępowanej swobody, spontaniczności i żywiołowości prezentowanej przez muzyków na scenie.
- Nie ma tutaj totalnej swobody, bo utwory są poaaranżowane, ale coś w tym jest – zamyśla się Michał Kielak. Gdyby była wolna amerykanka wiadomo, jak by się to skończyło. Ale solówki wymyślamy na poczekaniu, często improwizujemy. Zespół, czerpiąc z na pozór odmiennych gatunków muzycznych zdołał stworzyć porywającą w wydaniu koncertowym eklektyczną mieszankę wszystkiego, co najlepsze w bluesie i gatunkach pochodnych.
- Blues jest muzyką, przy której można tańczyć, wypoczywać, ale też szybko nauczyć się grać inne gatunki muzyki – ocenia Bartosz Łęczycki. Siłą bluesa jest jego prosta forma, przekaz emocjonalny, który niesie oraz specyficzny puls, który trafia prosto do serca. Mamy obecnie coraz większy renesans bluesa i coraz więcej osób wraca do tego gatunku, bo jest to muzyka wiecznie żywa i aktualna. Co prawa się zmienia, jest przetwarzany za pomocą współczesnych metod, środków i instrumentów, ale nadal funkcjonuje i ma się coraz lepiej – szczególnie w Polsce.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka Chamryk